O uprawie roślin cz. 1

Niejednokrotnie czynią nam zarzuty, jakobyśmy w zdobyczach naukowych, gdzie indziej osiągniętych, mały tylko brali udział.

Jesteśmy narodem na wskroś rolniczym, z zapałem więc powinniśmy zaprowadzać ulepszenia, które okazały się korzystnymi i do których przeprowadzenia sama dobra wola i wytrwałość, ale wytrwałość nieugięta, jaką się szczycą inne narody, już wystarczą.

Dążymy od dziesiątków lat do uszlachetnienia koni, bydła, owiec itp. a dążenia te niejednemu z naszych hodowców znakomicie się powiodły.

To samo już może w nas wlać przekonanie, że kiedy w tym kierunku nastręczające się trudności dadzą się nagiąć do celów człowieka, to i tam zdolni będziemy odsłonić prawidła przyrody, gdzie pole przed nami jeszcze leży odłogiem i gdzieśmy się o odchylanie zasłony wcale jeszcze nie pokusili.

W porównaniu z tern, czego byśmy dokonać mogli przy uszlachetnianiu naszych roślin gospodarskich, a cośmy dotąd na tej niwie zdziałali, zarzut powyżej przytoczony jest po części uzasadniony.

Jakżeż mało jeszcze mamy gospodarzy, którzy, o ile by wiedza, doświadczenie i materialne zasoby na to zezwalały, utorowanym przez obcych postępując gościńcem, przez dłuższe lata i systematycznie ulepszali, uszlachetniali rośliny, uprawiane w swych majątkach.